Mam w pamięci obrazek, kiedy razem z rodzicami wracamy z przedstawienia w szkole. Razem z koleżankami przebrałyśmy się za miniaturki pięknych dam, zakładając dostojne, duże kapelusze, suknie do ziemi i wysokie buty skradzione starszej siostrze albo mamie. Śpiewałyśmy „Być kobietą, być kobietą”, a chłopcy w za dużych krawatach i z rozmarzonym wzrokiem odpowiadali nam „Kochane baby, ach te baby! Człek by je łyżkami jadł”. Publiczność zaśmiewała się do łez, a my z dumą poprawiałyśmy loki i upewniałyśmy się czy ilość błyszczyka na ustach jest odpowiednia.
Kiedy wróciliśmy do domu dostałam pozwolenie na przygotowanie gorącej czekolady. Była gęsta, pomarańczowa, i pakowana w torebkach. Nigdy wcześniej, ani później sukces nie smakował tak słodko. Nie mam pojęcia jakiej firmy produkt piliśmy. Być może wycofano go już z produkcji. Całe szczęście dzisiaj, jako pełnoletnia już kobieta mogę przygotować własną, naturalnie aromatyzowaną mieszankę, którą w razie nagłej potrzeby wystarczy zalać gorącym mlekiem. Łyk, dwa i już w myślach odtwarzam nasz repertuar.
składniki
• 100 g gorzkiej czekolady*
• 1 czubata łyżeczka cynamonu
• 2 strąki kardamonu
• 2 łyżki ksylitolu
• laska wanilii
• gwiazdki anyżu
• kawałek skórki pomarańczowej
wykonanie
Czekoladę posiekaj na małe kawałki i wrzuć do słoika. W moździerzu rozetrzyj ziarenka wanilii, nasionka kardamonu i cynamon. Dodaj wraz z ksylitolem do naczynia. Na wierzchu ułóż wyparzoną i wysuszoną skórkę z pomarańczy, anyż i pustą laskę wanilii. Zakręć szczelnie i użyj kiedy najdzie Cię ochota.
Aby przygotować gorącą czekoladę, rozpuść dwie łyżki mieszanki w szklance gorącego mleka roślinnego.
Enjoy!
*poszukaj dobrej jakości, surowej czekolady (do kupienia na przykład tutaj)
Tymi słowami zaczyna się książka mojej Mamy. Uważam, że doskonale pasują one również do mojej historii. Kiedy poszłam do szkoły, od rówieśników odróżniał mnie wyraźnie niższy wzrost i bardzo szczupła sylwetka.
Czytaj więcej
[instagram-feed]
Odkąd rozpoczęłam eksperymenty nad stworzeniem czegoś, co mogłabym jeść nie obawiając się glutenu, gotowanie i pieczenie stało się moją wielką pasją i pozytywną „obsesją”. Pomyślnie udało mi się przebrnąć przez wiele niepowodzeń. Moim udziałem był też niejeden mniejszy czy większy sukces. Wszystko to sprawiło, że dziś w pełni mogę cieszyć się przebywaniem w kuchni i dzieleniem się moimi osiągnięciami z innymi. Jestem szczęśliwą autorką książki, traktującą publikowanie na blogu jak pracę zawodową, dla której wstaję każdego ranka. Moja kuchnia to miejsce bezglutenowe i wegetariańskie oraz coraz częściej zupełnie bezmleczne. Serdecznie zapraszam!
Copyright © Natchniona.pl 2018. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Właśnie zamknęłam słoiczek i czekam aż smaki się przegryzą. Pachnie smacznie!!
Pamiętam to przedstawienie, byłyśmy nawet w gazecie!
♥